Ruszamy na wyprawę w niedzielę wieczorem. Może to dziwny czas na wyjazd w daleką trasę ale dla nas najbardziej odpowiedni.
Wszystko dopięte na ostatni guzik, sprzęt przygotowany na 3 tygodnie. Zapasy jedzeniowe dla dzieci wypełniają lodówkę w przyczepie. Zbiorniki pełne paliwa w samochodzie i wody w przyczepie. Ogromnym komfortem jest to, że przy pakowaniu nie ograniczamy się wagowo ani gabarytowo.
Planujemy przez noc dojechać z Krosna do Serbii. Jedynie przejazd przez Słowację jest uciążliwy z powodu krętych dróg, górek i natrętnej słowackiej policji. Przez Węgry to już leci się autostradami do samej Serbii jedynie musieliśmy pamiętać o winietkach.
Przez noc dzieciaki smacznie śpią, a kilometrów przybywa dość szybko. Nad ranem przekraczamy granicę Węgiersko Serbską. Ania i Miłosz z pewnością granicy nie zarejestrowali z powodu głębokiego snu. Tuż za granicą Zatrzymujemy się na drzemkę. Pakujemy się do przyczepy i spanie do rana.
Dla naszych maluchów idealnie przebiegła trasa jak usnęli wieczorem gdzieś w Barwinku to obudzili się rano w Serbii.

Miłosz - mały śpioch wyspany, po śniadaniu i coś by nabroił...

Miłosz - mały śpioch wyspany, po śniadaniu i coś by nabroił...